wtorek, 30 września 2008

Maroko - Imlil / Refuge Mouflon

Udaje nam się zebrać w miarę sprawnie, o 8.30 wyruszamy w górę, zostawiając zbędny bagaż w hotelu. Cel główny: Jabal Toubkal! Po drodze w Imlilu robimy zakupy (nareszcie po raz pierwszy w Maroko znalazłem: Snickersy!), a w Chamharouch przysiedliśmy przy zimnej coli i podróbce Pringles o smaku owoców morza (o dziwo jadalne). Za tą wioską kończy się dobra pogoda... W deszczu i sznurze turystów dochodzimy do schronisk o 15.00.

Schroniska są 2, ceny po negocjacji podobne. W końcu pod dolnym (nowsze, Mouflon) rozbiliśmy namioty (20DH/namiot) a do górnego poszliśmy na obiad i posiedzieć (jest kominek). Najpierw w planie było spaghetti, ale potem obsługa mówi, że dostaniemy tajine (którego w sumie mamy dość, zwłaszcza Dagmara). Udaje się wymusić dla nas makaron... tyle że podano go z sosem od tajine'u, co Dagę rozbija totalnie, bo za obiad płacimy słono (50DH, ale dla usprawiedliwienia w cenie jest zupa, spore drugie danie, deser w postaci owoców i herbata), a z kasą cienko. Na dodatek czekaliśmy na jedzenie 2,5h (do końca postu), na szczęście w ciepełku. Reszta gości dostała tajine, ale wypasiony z frytkami! Mamy za swoje...

W nocy mróz, ale w trójkę w dwuosobowym namiocie szybko wytwarzamy ciepełko jak w schronisku ;) Jutro o 6.00 wymarsz na szczyt!

Brak komentarzy: