wtorek, 23 września 2008

Maroko - Hammad Moulaj al Cherif / Merzouga

W nocy awarii doznał żołądek Rodi :(, a ogólne problemy mają już prawie wszyscy. Najpoważniejsze nieszczęście poranka: skończył się papier toaletowy. Na śniadanie wracamy do wczorajszej knajpy, a po posiłku czas na stopa...

Do pewnego czasu bez przygód, piękna trasa najpierw wielkim wąwozem, potem stopniowo coraz bardziej pustynnie, choć z zieloną doliną rzeki Ziz. Nas (mnie, Didę i Jędrasa) bierze profesor lingwistyki arabskiej z Sorbony (podwójne obywatelstwo, na imię ma Abdel), który w Maroko ma firmę turystyczną (24 busy). Dowozi nas do Rissani, ostatniego miasteczka przed właściwą Saharą, gdzie odstawia nas i nowiutkiego busa którym jechaliśmy. Załatwiamy transport do Merzougi przez sympatycznego chłopaka, który zapewnia nam miejsca w busie za 10DH. Musimy czekać na busa, bo odjedzie dopiero jak uzbiera komplet pasażerów. W międzyczasie nasz "przewodnik" (Ahmed) oprowadza nas po sklepach (gdzie kupujemy chusty na głowę po 50DH - good price!) i opowiada nam o swoim hotelu, do którego oczywiście zaprasza. Odpowiadamy, że zobaczymy... Dojeżdżają do nas Rodi, Emilia i Słoń. Wsiadamy do zbiorowego busa rozwożącego ludzi i zakupy z targu i zaczyna się przygoda...

Po 15min jazdy asfaltem i miłych żartów z Ahmedem skręcamy z drogi w pustynię. Ahmed uspokaja, że to tylko żeby odwieźć ludzi z targu i że na pewno jedziemy do Merzougi, jednak my już zaczynamy węszyć podstęp. Rzeczywiście: bus staje w budowli przypominającej fort albo kazbę (otoczony murami plac z budynkami) a Ahmed oświadcza że jesteśmy na miejscu i mamy wysiadać. Dookoła ani śladu innych budynków, ani drogi asfaltowej (o której wiemy z przewodnika i mapy, że dociera do wsi Merzouga). Okazuje się że to jest ten hotel Ahmeda, który uparcie twierdzi że jesteśmy w Merzoudze i że bus wcale nie jedzie do centrum, tylko do Algierii! Odmawiamy wysiadki i dogadujemy się z kierowcą, żeby nas zawiózł do centrum jak rozwiezie resztę pasażerów (oczywiście za dopłatą... 20DH/os). Robimy wielkie koło po pustyni, 2,5h bezdroży, objeżdżając słynne wydmy Erg Chebbi dojeżdżamy pod samą granicę z Algierią. Po drodze kierowca wysadza ludzi i zatrzymuje się w osadach nomadów z zakupami spożywczymi. Z nas się śmieje, że żaden turysta tych okolic nie zwiedza. W końcu wracamy do hotelu Ahmeda, skąd pobieramy pasażera który oferuje nam camel-trek (wycieczkę wgłąb wydm) za 200DH/os. Dobra cena, wstępnie się zgadzamy. W Merzoudze wysiadamy przy Auberge le Petit Prince, którą polecał nam Khalid z Midelt i gdzie byliśmy umówieni z resztą, która od dawna czekała przerażona naszymi smsami z Sahary.

Petit Prince jest bardzo klimatycznym miejscem, z miejscami noclegowymi w różnym standardzie: od pola namiotowego przez namiot berberski (ze skór), dach, pokoje bez łazienki, z łazienką... My za 25DH/os dostaliśmy pokój na przechowanie rzeczy i materace z poduszkami na dachu. Miło, czysto, do dyspozycji kuchnia, jadalnio-restauracja, europejskie kible i prysznice z ciepłą wodą. Jedzenie nie należy do najtańszych, ale porcje są spore (60DH za zestaw obiadowy). Gospodarz oferuje camel-trek za 300DH/os i straszy nas historiami o "mafijnych" wycieczkach. Zaczynamy się łamać co do wyprawy z panem z hotelu Ahmeda :/

Hansa grupa też miała nieprzyjemne wątki w podróży, bo w Arfoud dopadła ich jakaś mafia (na szczęście przyjazny lokales złapał im stopa którym uciekli), a w Rissani Daga została zwyzwyana od rasistów po żywiołowym odpędzeniu naciągacza...

A propos hoteli na samej pustyni, ponoć jest to popularna praktyka: wywieźć turystów do hotelu i mimo że ceny pokoi nie są wygórowane, to zdzierają na jedzeniu i transporcie spowrotem, bo wmawiają że nie da się już wrócić tanim busem, tylko trzeba Land Roverem za kosmiczne pieniądze... Co prawda spotkaliśmy później Australijczyków których tak urządzono i byli zadowoleni (na pewno mieszkanie na odludziu ma swój urok), ale wydali o wiele więcej niż my. Generalnie my wolimy nie być zdani na łaskę marokańczyków (wiem, jeździmy stopem :P, ale chodzi o tych marokańczyków którzy żyją z turystów - wśród nich najwięcej oszustów).

Brak komentarzy: