niedziela, 28 września 2008

Maroko - Essaouira

Dzisiejszy dzień krąży wokół djembe, tamtamów i didjeridoo. Od rana wszyscy zainteresowani instrumentami liczyli pieniądze i planowali budżet. Poza tym kupowaliśmy drobne pamiątki i podziwialiśmy widoki (m. in. zachód słońca) z plaży, portu i murów obronnych miasta. Spotkaliśmy sympatyczną ekipę Słowaków, których uczyliśmy wiązać turbany, oraz marokańskiego rastamana, który strzelił nam wykład o tym, że będąc w Maroko i nie próbując haszyszu odcinamy się od jednego z fundamentów marokańskiej kultury (co z nas za turyści!). Na ulicy spotykamy sprzedawcę bębnów i troszkę się naśmiewamy z japońskich turystów... nieładnie z naszej strony, ale o dziwo zostaliśmy nagrodzeni za to ;)

Wracamy do sklepu z instrumentami, by usłyszeć "Today is a better day to buy from me!". Okazuje się że cena djembe dla nas samoistnie spadła z 600DH wytargowanego wczoraj, na 500DH. Kupujemy 4 djembe, 2 zestawy tamtamów i didjeridoo, na którym Słoń w mieszkaniu daje przejmujące koncerty i odkrywa didjerirap. Zostając wieczorem chwilę bez dziewczyn, panowie przerabiają znane sobie piosenki na klimaty Gregorian.

Ciekawa sprawa z targowaniem się: nigdy nie wiemy czy dobiliśmy do optymalnej ceny... Każdy na własną rękę kupuje podobne rzeczy i różnice są nie tylko w cenach ostatecznych, ale też wywoławczych, nawet w tym samym sklepie w odstępie 30min. Na dodatek wcale nie wychodzi na to że ktoś jest stałym frajerem i za każdym razem kupuje drogo, a ktoś inny zawsze tanio. Z tym jest totalny miszmasz. Emilia i Dorota tą samą bransoletkę kupiły za 120DH i 50DH. Podobne chusty szły od 50 do 80DH. Można tylko mieć nadzieję, że w przyrodzie panuje równowaga... Zresztą nawet będąc frajerem i tak jest taniej niż w Polsce.

Słoń dostał świetnego smsa od rodziców:
Jak się podróżuje po Maroku z jednymi majtkami i szczoteczką do zębów? Nie martw się, Babcia kupi Ci na urodziny kubek do niej.

Brak komentarzy: