środa, 24 września 2008

Maroko - Merzouga

Rano budzi nas słońce. Przenosimy się do środka żeby dospać, po czym robimy zakupy i jemy śniadanie. Z zakupami najpierw falstart, bo okazuje się że o 8:30 otwarty jest tylko rzeźnik, a to tylko dlatego że wtedy przyjmuje świeżego koziołka na ubój. Chleb tutaj dowożą dopiero ok 10tej. Po śniadaniu i dyskusji o polityce faktów dokonanych dobijamy targu z gospodarzem: wielbłądy będą nas kosztować 250DH/os. Dzień spędzamy na zakupach i internecie. W kafejce melduję na blogu:

Jestesmy na Saharze! Wieczorem jedziemy wglab wydm Erg Chebbi na wielbladach, gdzie po nocy w beduinskich namiotach ogladniemy wschod slonca nad wydmami. 40 stopni w cieniu, ale mamy berberskie szale na glowach i dajemy rade... Niestety znowu nie ma czytnika kart :( Pozdrowienia z polmetka wyjazdu, stad inszallach na zachod nad ocean a potem drugie podejscie do zdobycia Toubkala.

Ok 14:30 dojeżdżają Marta (siostra Emilii) i jej chłopak Bartek i opowiadamy sobie nawzajem o przygodach, a o 17 wyruszamy na pustynię. O podróżowaniu na grzbiecie wielbłąda powiem tyle: jest niewygodnie... przewodnicy wolą iść pieszo :) Wydmy Erg Chebbi natomiast są przepiękne. Jak się już zapuści wgłąb, to krajobraz jak z filmów o Saharze - tylko piach, wydmy i słońce. Po 1,5h docieramy do oazy: palmy, studnia, namioty, lampiony. Zostawiamy rzeczy, bierzemy snowboard i idziemy się wspiąć na szczyt najwyższej wydmy - ponad 500m. Mordęga, a najgorzej ma Daga która za nic w świecie nie chce dać nikomu tej deski. Na górze oglądamy kolory nieba i piasku po zachodzie słońca i uprawiamy kulawy sandboarding... Obszar wydm jest tak mały (ok 25x7km), że stąd widać ich koniec z każdej strony. Reszta pustyni wokół jest kamienista, a w na wschodzie widać góry.

Zbieganie w dół i zjazd na desce potraktowanej jak sanki są pozwalają bardzo szybko znaleźć się spowrotem w oazie, gdzie czeka na nas herbata (oczywiście miętowy ulipek). Potem tadżin i owoce na deser. Najedzeni idziemy do sąsiedniego obozu przyciągnięci muzyką bębnów. Tam dołączamy się do imprezy perkusyjno-śpiewno-tanecznej. Zabawa pod gwiazdami trwa do 23:30 i (poza denerwującym japończykiem który puszcza muzykę japo-disco z komórki) jest wspaniała.

2 komentarze:

Karolinajtr pisze...

Serdeczne ukłony z mżystego Krakowa! Pozdrowienia dla całej ekipy, pod warunkiem, że nie sprzedacie mi drużynowej (nawet za 5 wielbłądów, bukłak z wodą i ruski zegarek)!

Jan pisze...

Za Dagmare juz dostalibysmy ze 100 wielbladow :P cieszy sie wyjatkowym powodzeniem.