poniedziałek, 15 września 2008

Maroko - Paryż / Marakesz

Po nerwowej pobudce o 7 rano, żeby posprzątać przed przyjściem pana zakładającego internet postanawiamy zwiedzić Montmartre. Jedynie Słoń i Kiłomaj (Hans) wolą dospać do południa. Pod Sacre Coeur otulam się w płaszcz muzyki ulicznego harfisty i siedząc przez dłuższą chwilę na schodach z widokiem na całe miasto udaje mi się poczuć paryski klimat. Potem idziemy usiąść w kawiarni, a po kawce w drodze powrotnej zahaczamy o Moulin Rouge. Okazuje się, że pan od internetu nie przyszedł w ogóle! Robimy kanapki i jedziemy na lotnisko.

Na lotnisku w Marakeszu nasze pierwsze próby targowania się o taksówkę kończą się klęską i do centrum jedziemy autobusem za 20DH/os. (1zł = ok. 3DH). Na placu Jemaa el Fna pierwsze co nas wita to... język polski! Napadają nas naganiacze pierwszego z brzegu stoiska z grillem i chwalą się, że jadł u nich Makłowicz. Miłe, ale po chwili strasznie irytujące, zwłaszcza że z plecakami na sobie przyciągamy tłumy podobnych naciągaczy. Noclegi oferują nam kolejni "przewodnicy", prowadząc pod drzwi płacących im hoteli. Najtańsze co znaleźliśmy to spanie na dachu za 30DH/os, ale w takim domu, że strach zostawić rzeczy... W końcu za 60DH/os (co później się okaże sumą zawrotną jak na nocleg) lokujemy się u Omara na dachu. Gospodarz bardzo sympatyczny, po filologii francuskiej. Zostawiamy plecaki i ruszamy na miasto (jest godz. 20 czasu lokalnego).

Na wstępie świeżo wyciskany sok z pomarańczy (3DH), przy którym łapie nas całkiem sympatyczny naciągacz straganu z żarciem. Po chwili zjawia się kolejny i okazuje się, że ceny przy wszystkich stoiskach są takie same, wybieramy więc milszego, co wywołuje oklaski obsługi stoiska. Obiad na placu kosztuje 45DH (co później też okazuje się ceną niebotyczną) i pozwala najeść się do syta szaszłykami z baraniny. Potem krótkie zwiedzanie punktowane sokami pomarańczowymi i do spania. Klimat centrum Marakeszu jest nie do opisania - na placu impreza, naganiacze, perkusiści, tancerze i żebracy, a na ulicach medyny (starówki) stragany, tłum, dzieci-kieszonkowcy (na szczęśnie nieskuteczni) i niezliczone trąbiące motorowery...

Brak komentarzy: