sobota, 27 września 2008

Maroko - Essaouira

Dzień relaksu i zakupów. Rano na śniadanie raczymy się płatkami Lion z mlekiem (panowie) i odsmażanym na maśle chlebem (panie, choć to pewnie tylko przystawka do dania głównego - pasty do zębów), po czym idziemy na plażę po drodze zwiedzając medynę. Dostajemy cynk, że grupa Rodi jest w porcie, więc odprowadzamy ich do mieszkania. Potem "czas wolny": internet, pizza, plażowanie, pływanie i poszukiwanie djembe!

Z kafejki:
Dotarlismy nad Atlantyk, gdzie chcemy pare dni odpoczac po tulaczce stopem po kraju. Co prawda wbrew zapewnieniom przewodnika nie jest to mala wioska rybacka, a raczej kurort, ale jesli chodzi o liczbe turystow i ceny, to jest znosnie. Przynajmniej w menu restauracji pojawia sie cos poza tajine i couscousem... Jesli pogoda pozwoli, to stad ruszamy w gory. Jak nie, to bedzie gorzej, bo czesc ekipy planuje zruinowac swoje budzety kupujac tu djembe ;)

A z tymi djembe, to było tak: ceny w sklepach kosmiczne jak na tutejsze warunki (1500-2000DH). Mieliśmy jednak zaszczepioną przez Tarika (muzyka wieczorku w Meknes) wizję kupienia dobrych djembe za ok. 600DH. Dzwonimy więc do niego i on nam daje cynk na knajpę, w której siedzi gościu, który zapytany o bębny prowadzi nas uliczkami do sklepu i mówi sprzedawcy że jesteśmy w porządku ;) Czujemy się jak tajni agenci, a ceny od razy spadają o połowę (a jeszcze można się targować).

Po całym mieście, a zwłaszcza na plaży krążą goście z tackami ciastek. Zagadują "Gateaux?","Non, merci", na co oni konspiracyjnie "Space-cake?"... i tak kręci się tutejszy narkobiznes. Turyści są zaczepiani tego typu propozycjami co 5min, nie tylko przez ciastkarzy, ale też surferów, rastafarian, ogólnie rzecz biorąc młodzież, która po angielsku płynnie potrafi powiedzieć 3 słowa: "Wanna get high?" ewentualnie okraszone naszym ulubionym "Good price for you, my friend".

Po południu ja, Kamil i Hans idziemy do smażalni na świeże ryby (w końcu miasteczko rybackie - tanie rybki i owoce morza), a potem po krótkiej posiadówce w mieszkaniu ruszamy na "Essaoira by night". Pamiątki, kawa, ciuchy i plaża. Słoń chce zagrać z lokalesami w piłkę, ale ci chcą za to kasy :/ Hans ćwiczy sobie capoeirę, przy komentarzu Słonia (bezcenne! "Aż nie do wiary, że na tej marokańskiej plaży biały człowiek wywija fikołki, a jednak ogarnia nas pewien zachwyt tym surrealistycznym spektaklem napiętych łydek, zwieraczy i ściekającego potu").

Brak komentarzy: