niedziela, 23 listopada 2008

Maraton Piosenki 2008

W ten weekend w Gorcach była pełna zima. Było przepięknie i klimatycznie, zwłaszcza wygrzewając się przy piecu kaflowym na jadalni Bene. Na imprezie zgromadziło się ponad 60 osób i było zacnie, ale ten post niestety nie będzie o tym...

W przeciągu dwóch dni mieliśmy 2 poważne akcje ratunkowe! Najpierw w piątek zgubiła się spora ekipa, a potem w sobotę kolejne 4 osoby. Pomijając fakt że znane i olewane przez "wytrawnych" ludzi gór zasady głoszą: nie chodzi się po górach samemu, nie chodzi się też w nocy; to chciałbym powiedzieć że nawet jeśli uważasz że wiesz lepiej, znasz trasę, nic Ci się nie stanie... to ok, ale na własną odpowiedzialność i w takiej sytuacji nie bierzemy grupy zorganizowanej (nie daj Boże z osobami niepełnoletnimi pod naszą opieką).

Zimą naprawdę łatwo się zgubić. Mnie na trasie na Bene zdarzyło się to dwa razy, dawno temu i uważam że wychodzenie wtedy samemu to była głupota. Nic się strasznego nie stało, wystarczyło przeczekać śnieżycę i wrócić po śladach do szlaku (na szczęście nie zawiało wtedy śladu). Niemniej jednak od paru lat mam w plecaku GPSa na wszelki wypadek (polecam, nie jest to duży wydatek) i po ciemku nie chodzę sam, tylko z zaufanymi ludźmi.

Oczywiście, większość takich sytuacji kończy się dobrze i jest co opowiadać potem, jest przygoda... Ale tu wychodzi najgorszy syndrom typowej, nieuzasadnionej pewności siebie: zamieniamy całe przeżycie w wyczyn godny podziwu, albo żart, zapominając o tym że wcale nie musiało się to skończyć dobrze! W ten weekend doszło do odmrożeń pierwszego stopnia, a do poważniejszych konsekwencji brakowało tak naprawdę pół godziny... Mam nadzieję że na uczestnikach nie pozostanie to bez echa, bo mną te sytuacje wstrząsnęły.

Lista kontrolna do chodzenia zimą w górach (czyli o czym te grupy zapomniały, pomijając sprawy oczywiste jak ubiór, latarki, jedzenie, itp):
- Zgłaszamy wyjście!!! Albo GOPRowi, albo dzwoniąc do miejsca docelowego zgłaszamy liczbę osób, trasę, spodziewaną godzinę przybycia i dajemy na siebie namiary.
- Trzymamy się przetartych szlaków, a jeśli jest ciężko, zawracamy póki się da.
- Zabieramy termos z ciepłym napojem.
- Jeśli mamy pod sobą grupę, to obserwujemy i wzywamy pomoc lub wracamy się wyprzedzając fakty, a nie dopiero jak nam ktoś zasłabnie lub się wykończy...

Jeśli ktoś ma jakieś dobre rady, anegdoty lub uwagi, zapraszam do komentowania, bo jest to poważna sprawa. No i pamiętajmy: w górach zima zaczyna się w jesieni...

Z ekwipunku przydatnego na wszelki wypadek polecam wspomniany GPS. Nie musi to być topowy model z mapą, wystarczy żeby nam pokazywał gdzie jesteśmy (ułatwia to np ewentualną akcję ratunkową, bo zgłaszamy gdzie mają nas szukać) i choćby azymut na cel. Do tego kompatybilna mapa i można nawigować.

Innym przydatnym gadżetem są różnego typu ogrzewacze: benzynowe, na węgiel aktywny, lub moje ulubione żelowe. Te ostatnie wystarczy zagotować we wrzątku i nosić w plecaku. W razie potrzeby wystarczy przegiąć blaszkę w środku i mamy w zależności od rozmiaru 20-40min grzania.

Na wypadek przemęczenia, osłabienia, warto do apteczki (którą każdy ma, prawda?) spakować coś w stylu glucardiamidu (podnosi ciśnienie, daje zastrzyk energii). A skoro już o apteczce mowa, to w jej wyposażeniu powinien też być donośny gwizdek, żeby ułatwić szukającym nas ratownikom/poszkodowanym (w zależności od tego jaką my w tym układzie pełnimy funkcję).

A jeśli sporo chodzimy zimą po górach, to warto zainwestować w rakiety śnieżne lub nawet narty skitourowe lub śladowe. Z takim sprzętem nie zapadamy się tak głęboko w śniegu, więc przemierzanie nieprzetartych szlaków staje się mniej męczące.

Bawcie się bezpiecznie ;)