wtorek, 17 listopada 2009

Londyn, Oxford, Les Mis, Czarodziejski Flet

Co nowego w Walii? W zeszłym tygodniu mieliśmy "audition week" na uczelni, co oznaczało brak zajęć (teoretycznie, bo moja nauczycielka - Suzanne, uparła się że lekcje śpiewu są normalnie). Z tej okazji przyleciała do mnie Dorota, i mieliśmy mieć luźny tydzień relaksu. Nie do końca wyszło, bo w poniedziałek miałem rano przesłuchania na nowy kurs od 2010, a wieczorem próbę do Czarodziejskiego Fletu, co przesunęło nasze plany o 1 dzień. W piątek z kolei musiałem być spowrotem w Cardiff na śpiew, więc wolne mieliśmy od wtorku do czwartku...

Sprawa Czarodziejskiego Fletu (w którym śpiewam Papagena) świetnie ilustruje jak działa atmosfera college'u: operę od początku do końca realizują studenci, ba! nie jest to projekt firmowany przez RWCMD, tylko inicjatywa oddolna dyrygenta, 22-letniego Alasdair'a. Mamy reżyserkę z kursu stage management, akompaniatorów, chórzystów/tancerzy z różnych wydziałów, będzie orkiestra złożona ze studentów, jest obsługa marketingowa (studenci)... A projektem zainteresował się Sean Crowley, kierownik wydziału theatre-design i to on zaprojektuje scenografię, oświetlenie i kostiumy (mój kostium widzicie poniżej). Całość zaprezentujemy 2go i 4go lutego w teatro-galerii the Gate.


Wracając do czasu wolnego, pojechaliśmy do Deanshanger do mojej cioci, po drodze zwiedzając the Big Pit - jedną z największych kopalni węgla w Walii. Z Deanshanger pociągiem udaliśmy się do Londynu żeby pójść na musical Les Miserables. Niestety pogoda nie skłaniała do robienia zdjęć, więc oto jedyne z Londynu:


W czwartek w drodze powrotnej do Cardiff zwiedziliśmy Oxford, skąd jest reszta zdjęć (nie ma ich dużo, zerknijcie na Picasę).


Natomiast w piątek byliśmy na niesamowitej imprezie! Wydział stage management zorganizował Burlesque Night, przeprojektowując główny teatr uczelni. Wieczór składał się z trio jazzowego we foyer, potem koncertu bluesowego w teatrze (przemienionym w night club z epoki), oraz pokazów tancerek burlesque (nie owijając w bawełnę - striptiz, ale w dobrym guście ;) ). Słuchaliśmy, oglądaliśmy, tańczyliśmy pod sceną, było świetnie! Jakoś nie wyobrażam sobie żeby Akademia Muzyczna w Krakowie mogła gościć tego typu zabawę ;)



piątek, 6 listopada 2009

Coraz bliżej Święta...

Nie wiem jak w domu, ale tu na Wyspach już wszędzie obowiązuje wystrój świąteczny, no i oczywiście wszechobecne bożonarodzeniowe reklamy. W tym roku wyjątkowo mało mnie to drażni, bo dla mnie Święta niejako zaczęły się we wrześniu, kiedy to na prośbę Ryśka Kramarskiego z Lynx Music na szybko zaaranżowaliśmy z chłopakami z Twilight kolędę "Bóg się rodzi". Znalazła się ona na właśnie wydanej składance "Progressive Rock Christmas". Część dochodu ze sprzedaży (mamy zapewnienia że znacząca część :) ...) zostanie przekazana na cel charytatywny, mianowicie schronisko dla bezdomnych zwierząt. Płytę można kupić, najlepiej od wydawcy: www.lynxmusic.pl

Czy pisać coś o aranżacji? Może się wytłumaczę że celem głównym było napisanie piosenki spójnej klimatycznie z tym co jako Twilight graliśmy, więc melodia kolędy (przytoczona na początku a potem przetwarzana) była dla nas "tylko" źródłem natchnienia. Zaczęło się od przeniesienia zwrotki do 4/4, co nie wystarczyło i w paru miejscach jest 5/4. Melodia jest dosyć swobodną wariacją na temat oryginalnej. Potem na chwilkę przypominamy refren pierwowzoru, wracając do oryginalnego 3/4, ale nie wytrzymujemy i ciągniemy go w kierunku który Rysiek określa mianem "rycerskiego", myślcie co chcecie ;) Pomimo daleko idącej ingerencji w materiał, w moim odczuciu pozostaliśmy wierni tekstowi, a o to w muzyce chodzi...

niedziela, 1 listopada 2009

Rzeka Usk

W zeszły weekend byłem na kajakach z miejcowym klubem: Cardiff University Canoe Club (znani też jako Cardiff Kayakers). Udaliśmy się na północ na rzekę Usk w parku narodowym Brecon Beacons. Piękne okolice, niestety rzeka sama w sobie średnio ciekawa: długi wstępny odcinek płaskiej wody przed pierwszym poważnym bystrzem (Bala Falls - WW III), potem znowu płasko aż do mostu za którym kilka bystrz WW II i parę dropów WW II-III. Może i brzmi to nieźle, niektóre progi nawet całkiem wysokie, do 2m, ale niestety zabrakło kluczowego czynnika: wody. Deszcz co prawda dopisał, ale suche lato spowodowało że póki co woda wsiąka w glebę i nie dociera do rzek, stąd wszystkie trudności były o stopień niższe, czyt. nuda. Może jak się uda coś ciekawszego spłynąć to będzie co pisać i zamieszczać poza zdjęciami huśtawki i prysznica ;)