czwartek, 18 września 2008

Maroko - Tizi n'Tarharate / Imlil

O północy zaczyna padać. Wiatr przylepia tropiki do sypialni, jeden namiot traci przedsionek, rzeczy przez noc mokną... Rano przemoczeni podejmujemy decyzję o ewakuacji, jako że wokoło mleko a deszcz nie odpuszcza. Schodząc na dół dowiadujemy się od polskich turystów, że na Toubkalu spadł śnieg, szlak został zamknięty dla turystów, a zła pogoda ma się utrzymać przez najbliższe parę dni. W naszym pensjonacie wynajmujemy pokoje, rozwieszamy mokre rzeczy, gotujemy vifony, myjemy się i myślimy co dalej. Wyziębieni chcemy jechać nad morze...

Co do wędrowania po górach tutaj:
Tylko Polacy chodzą z własnymi plecakami ;) Nawet mieszkańcy wiosek widząc nasz bagaż witali nas pytaniem: Polonia? My pętlę wokół masywu Toubkal planowaliśmy na 5 dni i nasz gospodarz proponował nam muły i przewodników za 600DH/os, czyli 40zł/os/dzień. Na dwudniowy wypad na sam szczyt najpopularniejszą trasą wychodzi taniej, w okolicach 150-200DH/os. Nocleg w Imlilu kosztował nas 20DH/os/noc na dachu, w pokoju 40DH. Chleb 1,5DH ; woda w Imlilu 5DH, wyżej 10DH. Ogólnie z zakupami ciężko, bo nie w każdej wsi jest sklep. Woda ze źródeł w górach podobno jest niezdatna do picia dla turystów bez oczyszczania tabletkami (do kupienia w polskich militariach). Mięsa i wędlin w górach raczej nie ma, w najlepszym wypadku mortadela i konserwy rybne. Wszechobecne są za to serki topione marki "Krówka która się śmieje" (w Polsce Krówka Śmieszka), którymi zresztą smarujemy chleb przez cały wyjazd i na które nie mogę już patrzeć ;)

Wieczorem robimy imprezę urodzinową Dagmary. Skromnie, ale miło. Za oknem dwudziestą drugą godzinę leje. Nie ma to jak wakacje w ciepłych słonecznych krajach...

Zauważamy ze Słoniem pewne dziwactwo w zachowaniu dziewczyn: jedzą mało, raczej unikają miejscowej kuchni, ale za to myją się dwa razy dziennie. Dochodzimy do wniosku, że żywią się mydłem i pastą do zębów.

Brak komentarzy: