środa, 1 października 2008

Maroko - Refuge Mouflon / Jabal Toubkal / Marakesz

Udaje się wstać o 5.00 i w osłabionym składzie (Rodi boli kolano, więc zostaje) o 6.00 ruszamy zdobyć szczyt. Podejście o wiele łatwiejsze niż na naszą "ulubioną" przełęcz, żadnych większych trudności, tylko stroma wyrypa, na szczęście bez osuwisk. Jedyne co, to idąc w górę dosyć łatwo zgubić szlak (zaznaczony kopczykami z kamieni), ale w sezonie zawsze można iść za grupą z przewodnikiem. Od pewnego momentu idziemy w śniegu wśród zamarzniętych strumieni. Niniejszym w Afryce doświadczyliśmy suszy, powodzi i zimy. O 9.10 większość staje na pod piramidą wyznaczającą najwyżej położony punkt północnej Afryki (wg wskazań mojego GPS 4151m). Ja dochodzę 20 min później, bo niestety powyżej 3500m szło mi się fatalnie. Niestety pogoda zdążyła się zepsuć i nie ma widoków...

O 11.00 jesteśmy spowrotem w schronisku, gdzie zwijamy namioty, jemy Vifony i kanapki, po czym w 6tkę ruszamy na dół w lekkim deszczu. W Imlilu niemiła niespodzianka... O ile przez cały wyjazd nie mogliśmy się opędzić od grand-taxi, to akurat jak mamy w planie powrót do Marakeszu taksówką... na postoju nie ma ani jednej. Po chwili przyjeżdża jakaś, ale cena: 600DH! Wszystko przez to że dziś wypada święto - koniec ramadanu. Już jesteśmy pogodzeni z koniecznością spędzenia kolejnej nocy w hotelu tutaj i idziemy na zakupy, kiedy kierowca spuszcza cenę do 300DH (po drodze było 500, 450, 350) i jedziemy. W Asni każe nam się przesiąść do taksówki jego brata (dziwne, ale co tam) i ok. 18.30 spotykamy się z Hansem i Słoniem nieopodal Jemaa el Fna.

Prowadzą nas do hotelu Medyna (kryty taras, 30DH/os), gdzie dziewczęta uskuteczniają mycie, a Słoń opowiada o przygodach Surferów (noce w slumsach, autostop z polskojęzycznym Marokańczykiem, zaklinowane psy...). Hotel zadbany, z pokojami w różnym standardzie i krytym tarasem, oraz niedrogą restauracją. Wokół podobne hotele, więc warto od razu kierować się w tą stronę.

Na kolację część idzie do restauracji z piotem poznanym w drodze do Imlilu, jednak ten się nie zjawia (dzwoni dopiero w nocy z przeprosinami). Opuszczeni jedzą więc w podobnym stylu co reszta: "slumsowe żarcie". Darujemy sobie restauracje dla turystów, tylko zagłębiamy się w medynę i patrzymy gdzie jedzą lokalesi. W końcu decydujemy się na przepyszne bułki z grillowaną kiełbasą i sosem chilli (10 DH duża porcja, po negocjacji), świeży sok z pomarańczy (3DH) i lody (2DH).

Brak komentarzy: