O 11.00 jesteśmy spowrotem w schronisku, gdzie zwijamy namioty, jemy Vifony i kanapki, po czym w 6tkę ruszamy na dół w lekkim deszczu. W Imlilu niemiła niespodzianka... O ile przez cały wyjazd nie mogliśmy się opędzić od grand-taxi, to akurat jak mamy w planie powrót do Marakeszu taksówką... na postoju nie ma ani jednej. Po chwili przyjeżdża jakaś, ale cena: 600DH! Wszystko przez to że dziś wypada święto - koniec ramadanu. Już jesteśmy pogodzeni z koniecznością spędzenia kolejnej nocy w hotelu tutaj i idziemy na zakupy, kiedy kierowca spuszcza cenę do 300DH (po drodze było 500, 450, 350) i jedziemy. W Asni każe nam się przesiąść do taksówki jego brata (dziwne, ale co tam) i ok. 18.30 spotykamy się z Hansem i Słoniem nieopodal Jemaa el Fna.
Prowadzą nas do hotelu Medyna (kryty taras, 30DH/os), gdzie dziewczęta uskuteczniają mycie, a Słoń opowiada o przygodach Surferów (noce w slumsach, autostop z polskojęzycznym Marokańczykiem, zaklinowane psy...). Hotel zadbany, z pokojami w różnym standardzie i krytym tarasem, oraz niedrogą restauracją. Wokół podobne hotele, więc warto od razu kierować się w tą stronę.
Na kolację część idzie do restauracji z piotem poznanym w drodze do Imlilu, jednak t
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz