Zwiedzamy grobowce Sadytów, suki i okolice meczetu Ben Jusefa, a Surferzy jako że są tu od paru dni zapuszczają się dalej od centrum: królewskie ogrody, bogata zachodnia dzielnica i hipermarket ;) Na sukach spotykamy szalonych Anglików których spotkaliśmy wcześniej jak w Atlasie wymiatali w adidaskach, krótkich rękawkach i bez plecaków na 2-dniowy wypad na Toubkal. Dowiadujemy się, że z
Gastronomicznie szalejemy: tajine'y różnego rodzaju, kebaby, naleśniki, kawa, slumsowe bułki, ślimaki, a to wszystko popijane hektolitrami soku z pomarańczy ze stoiska 35 na Jemaa el Fna. Niestety, dzień zlatuje dość szybko i w tym kraju czeka nas już tylko noc na lotnisku (nota bene bardzo ładnym i zadbanym).
Z dnia następnego rano: Ostatnia przygoda! Słoniowi nie pozwalają wziąć didjeridoo jako bagaż podręczny, musimy zapakować w kartony i nadać z głównym. Akcja stawia na nogi obsługę lotniska...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz