Rano budzimy się z mocnym postanowieniem jazdy nad ocean. Gospodarz obiecuj
Z Imlilu łapiemy grand-taxi na wylotówkę Marakeszu (250DH/taxi max. 6os). Rzeka zniszczyła drogę w dolinie, musimy kawałek iść pieszo obok aut, a ja przy okazji znalazłem fajny kawałek rzeki na kajaki (WW IV) :)
W Marakeszu podział na ekipy stopowe:
Jasiu; Słoń; Daga; Bibi:
Po długiej rozmowie z policją o niebezpieczeństwach jazdy stopem w Maroko i długim ocekiwaniu na tłocznej ulicy udaje nam się zatrzymać vana. Niespodziewanie okazuje się, że kierowca mówi tylko po marokańsku i włosku, na szczęście ja tenże język trochę znam i udaje się ustalić, że miły pan nas zawiezie do Fesu, tylko najpierw musi zjeść poramadanową kolację z rodziną w El-Kelaa-es-Sraghna. Po drodze zgarniamy porzuconych przez los Rodi, Didę i Jędrka. Pan Fatmi gości nas na kolacji (przy okazji spotykamy studiującego w okolicznej szkole koranicznej Amerykanina) i potem zaczyna pakować swoją rodzinę z całym dobytkiem do vana. Obiecuje, że weźmie do Fesu tyle osób ile da radę zmieścić. W końcu po 23ciej do vana wsiadają oni (7 osób) i nasza 6tka, ale tylko do Beni-Mellal. Tam ze względu na ścisk i niemoc silnika żegnamy się z grupą Rodi. Dalszą jazdę próbujemy przespać. Mi z przodu jakoś się to udaje, ale Daga i Słoń są wgnieceni między rodziną Fatmiego a górą bagaży. O 2giej w nocy stajemy w małej wiosce przy knajpce i Fatmi zaprasza nas na drugą kolację w postaci pieczonego kurczaka! Po posiłku (Daga upiera się przy nie-jedzeniu, mimo że się nie umyła... dziwne) Słoń z Dagą zamieniają się miejscami: Daga przytula bagaż, a Słoń jest żywą tarczą między nią a arabskimi stopami. Po chwili przy hamowaniu z kupy betów spada karton z czymś czarnym. "Daga nie patrz!""Jak to? Co t
Hans; Emilia; Kamil:
Z Marakeszu wyjechali razem z Rodi minivanem tuż za miasto, po czym Rodi złapała im pana doktora, który zawiózł ich do Beni Mellal, gdzie zjedli pizzę na stacji benzynowej. Stamtąd złapali ciężarówkę aż do Fesu. Po drodze z kierowcami zatrzymali się na świeże żeberka z grilla: przy jednym stoisku rzeźnik odrąbał tasakiem żeberka z półtuszy, rzucił na ruszt i było pysznie (nawet Emilia jadła). Dotarli do Fesu jako pierwsi o 4:30 nad ranem.
Rodi; Dida; Jędrek:
W Beni Mellal przestraszyła ich policja opowieściami o czarnej strefie dla stopowiczów, więc zniechęceni do stopa wsiedli w autobus o 2giej w nocy i dojechali do Fesu o 6:30.
Tekst dnia: "Tutto il mondo, siamo una famiglia!" Fatmi Baba, niesamowity człowiek, który z
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz